niedziela, 12 stycznia 2014

No i jest, udało się, czyli kilka słów dlaczego?

No i nareszcie się udało, usiadłam, zrobiłam i piszę...

Pewnie niektórzy stwierdzą, że to moja lekka fanaberia, ale otwieram dzisiaj nowy rozdział mojego życia.

Na mój pomysł blogowania znajomi reagowali słowami: „Mało masz jeszcze do roboty?!?”,
ale jak zwykle postanowiłam posłuchać głosu własnego serca i „olać” to co myślą inni.
Chciałam kiedyś napisać książkę, jednak wiecznie brakowało mi czasu. Praca na etacie, studia, własna firma, potem studia podyplomowe, małżeństwo, obowiązki „pani domu”, no i nareszcie dziecko. Życie w ciągłym biegu, mało snu, adrenalina... tak, to jest to co lubię.
Zbyt dużo wolnego czasu kompletnie mi nie służy. 


Mój blog powstanie zatem trochę z potrzeby serca, trochę aby wypełnić wolny czas, kiedy moja córcia udaje się na drzemkę. Nikt nie wierzy, ale naprawdę mam odrobinę wolnego czasu do wypełnienia. 
Ten blog powstanie, bo to trochę modne, a ja lubię podążać za modą, być na czasie. Jedno jest 100% pewne, blog ten powstanie, bo macierzyństwo to niezwykle inspirujący stan. A moja „mała”, a zarazem „wielka” inspiracja przyszła na świat 21 sierpnia 2013 r.
 

Tyle rzeczy dowiedziałam się z blogów, jeszcze będąc w ciąży, że sama poczułam potrzebę dzielenia się własnymi doświadczeniami. 
Mama to największa skarbnica wiedzy i nie zastąpi jej żaden poradnik wygłaszający suchą, laboratoryjną teorię.
Może nikt nie przeczyta, może nikt nie zobaczy, ale najważniejsze, że ja poczuję się spełniona.
 

I odpowiadam wszystkim moim niedowiarkom: to nie fanaberia, to po prostu kolejny etap
w realizacji marzeń.


A o czym tu będzie...
O wszystkim, każdy dzień jest przecież kolejną inspiracją. Nie zabraknie też retrospekcji, ponieważ byłabym zła na siebie, gdybym nie wróciła myślami i pismem do najpiękniejszych
9 miesięcy mojego życia.
Będzie o rodzinie, o Hani, o życiu i pewnie o pracy, bez której nie było by mnie. Już za miesiąc moje kolejne przedsięwzięcie – mały boutique hand made, czyli kolejna konsekwencja kreatywnego macierzyństwa i po części skutek uboczny oglądania „Dzień dobry TVN”.

A na dzisiaj już koniec, bo Hamaniama czyli mama Hani idzie oddać się rozkoszy kąpieli
i naładować baterie na kolejny tydzień.

1 komentarz:

  1. Ciotka Kasia da Pucz:pisz pisz jak tam robić milkszejki i inne sprawy, będe miała co czytać jak się będę musiała ogarnąć z tematem wypączkowania klona hihihih :P

    OdpowiedzUsuń